... wyczarowane igłą i nitką ...

sobota, 14 maja 2016

Miniatury Klimta

Chciałoby się pohaftować, ale wszechobecny pył od szlifowania unosi się u mnie w domu. Mąż nie ma litości, w tempie żółwia posuwają się wszystkie prace. Kierując się rozsądkiem pochowałam duże kanwy ze strachu, że nie dopiorę ich później. Tylko jak tu wytrzymać bez haftowania. W grę wchodziło tylko coś małego i padło na miniatury Klimta. Nawet dobrze się złożyło, bo od dawna miałam na nie chrapkę :-)


Trudno było mi się zdecydować. Wszystkie są urzekające. Ostatecznie wybór padł na obraz na pierwszym planie:

 
Sam obrazek nie jest duży, bo to tylko 74x60 krzyżyków i 14 kolorów. Przy tych kolosach to maluszek. Troszkę musiałam się nagimnastykować, bo po haftowaniu na krośnie odwykłam od trzymania w łapkach. Małego tamborka niestety nie posiadam. Po kilku dniach dłubania z doskoku mam już tyle:
 
 
Pooglądałam sobie Eurowizje i mam tyle :-) :
 
 
 
Dziękuje Wszystkim zaglądającym. Miło mi, że codziennie ktoś tu zagląda. I tak sobie pomalutku planuje niespodziankę. Ale na razie sza .... szczegóły już niebawem :-).
 
 

6 komentarzy:

  1. Czasem przydaje się taka odmiana od dużych haftów, no i będziesz miała ciekawe obrazki:-) Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiedziałam, że są miniatury z Klimta. Podobają mi się niektóre z tych obrazów, ale na wielkie nie mam czasu - chyba musiałabym je wcisnąć do planu na 2020 rok ;) Ale takie malizny, jak znalazł jako przerywniczki :) Dzięki za inspirację! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się o nich dowiedziałam całkiem niedawno. Rewelacyjne jako odskocznia. Pozdrawiam :-)

      Usuń
  3. Fajne miniaturki. W sam raz na odpoczynek od dużych haftów:)

    OdpowiedzUsuń